10 stycznia 2015

2

 Idź prosto. Staraj się nie patrzeć im w oczy.
 Stara zasada wciąż obowiązuje. Za każdym razem, gdy idę przez przeklęty korytarz  pierwszego piętra.  Dosłownie.
 No, może nie przeklęty, ale istnieją i wciąż krążą pogłoski, jakoby był nawiedzony. Woźny lubi straszyć nowych opowiastkami. Pierwszy nauczyciel biologii ponoć umarł na tym korytarzu. Nikt jednak nie wie jak. Mamy wiele możliwości.
 Mniejsza z tym. Zawsze idę obojętna na otoczenie. Na ludzi. Znam każdy cal tych ścian, drzwi, okien. Ale zbliża się Halloween i oprócz okropnej pogody na zewnątrz i ponurych humorów, naprawdę nie można nie zauważyć, że te ponure humory nie są spowodowane problemami i innymi krzywdami. Sufit ozdabiają wiszące nietoperze na sznurkach, ściany pokryte zostały mrocznym graffiti, czarownicami, krukami i tak dalej, a jakiś koleś właśnie skończył wlewać sztuczną krew komuś do szafki. Dobrze, że nie do mojej.
- Hej, Lorainne! - ktoś woła, a ja nie odwracam głowy. - Poczekaj!
 Dogania mnie i chwyta za ramię, przez co muszę się odwrócić.
- Może przestaniesz mnie unikać? - pyta.
 Dopiero po chwili pojmuję kto to. Nazywa się Jaime, ma ciepłe, brązowe oczy, jest wysoki i szczupły. Znam go od zawsze...
 A przynajmniej tak mi się zdawało.
- To ty unikasz mnie.
- Co to za bzdury? - krzywi się.
- Jak dla kogo - warczę, wyrywam się z jego uścisku i idę dalej.
- Chyba muszę porozmawiać z twoją matką! - krzyczy za mną.
- Powodzenia - odkrzykuję.
 Niech próbuje. Nie chciałabym być przy tym.
 Dlaczego?
 Powiedzmy, że moja matka jest specyficzna.
 Wychowała się w angielskim, twardym domu ze 'sławnymi' przodkami. I tyle wiem.
 Chciałabym dowiedzieć się więcej, ale ona nigdy nie chciała o tym rozmawiać.  Zawsze była raczej zamknięta w sobie, ale twarda. Po prostu twarda. Mieszkamy w dosyć wielkiej posiadłości, na obrzeżach miasta. Wszystko jest u nas prawie perfekcyjne - ogrodnik który zmienia nasz ogród w prawdziwe cudo i któremu dziękuję, że to nie ja muszę tego robić, para służących, wszystko ładne, schludne. Nie przeszkadza mi to.
 Jednak wszystko ma swoje pozory. I myślę, że ja taka nie potrafię być. I nie będę. Tak jak moja babcia.
Matka mojej matki, którą widziałam dwa razy w życiu. Raz, gdy byłam mała, i drugi raz po paru latach, kiedy dała mi księgę. Pamiętam, że miała takie same jak ja buro-szare włosy, błękitne oczy z żółtymi plamkami, i tą samą bliznę na nadgarstku lewej ręki. Nie wydawało mi się to dziwne. Czułam do niej sympatię już od pierwszej chwili.
 Wracając do Jaime'iego, on nigdy nie spotkał mojej matki. Nie mogłam nikogo wpuszczać do środka, na teren mojego domu. On z kolei mówił, że na pewno nie jest taka zła. Może nie jest. Ale dla innych tak.
 Dalej idę przed siebie. Nikt więcej mnie nie zaczepia, chociaż czuję na plecach, karku, włosach, twarzy, ich pogardliwe spojrzenia. Boją się mnie? Nawet jeśli, nie dadzą tego po sobie poznać. Docieram pod klasę gdzie odbywa się biologia i po prostu wchodzę do środka. Jest pusto. Na tablicy ktoś napisał 'Pan Summerhill dzisiaj w chmurzastym nastroju. Zapowiadamy grom jedynek!'. Śmieszne. Z obojętnością czytam te słowa i kieruję się do ostatnich ławek, po czym rzucam plecak w kierunku jednej z nich. I słyszę jęk.
- Uważaj...
- Przepraszam - szybko zabieram plecak i cofam się o krok.
- Co ty tam masz....? - ktoś pyta, a gdy nie odpowiadam, dodaje. - Nic się nie stało, w sumie też cię nie widziałem.
 Niebo dziś jest tak ciemne, że właściwie tylko przy włączonych światłach można cokolwiek robić. A ostatnia lampa w tej klasie jest zepsuta. Dopiero gdy tajemniczy ktoś wstaje i wychodzi z cienia, mogę się mu przyjrzeć.
- Jestem Mike. Nowy.
 Mike jest odrobinę wyższy ode mnie, ma brązowe włosy z krótką grzywką na bok i błękitne oczy. Luźne spodnie, czerwone conversy i bluza z napisem 'Feel free' dodają mu jeszcze więcej uroku.
 Cofam się o krok. Nie mogę sobie pozwolić go polubić. Nie mogę dać sobie tej szansy.
- Właściwie to nie znam tu nikogo. I nie lubię się spóźniać. Ale za to jestem dobry w biologii. Nie lubię footballu, wolę piłkę plażową. Brzmi standardowo? - uśmiecha się. Ma dołeczki w obu policzkach.
- Niezbyt - wymrukuję. Czemu on mi się przedstawia? Czemu w ogóle się do mnie odzywa?
- Powiedziałaś coś, ha! - jego uśmiech jest jeszcze szerszy. - Jesteś pierwszą osobą, z którą mam ochotę pogadać. Nie znam cię, ale coś mi mówi, że... - nie kończy. - Lubię, jak ludzie mają coś do powiedzenia. Ale musi to być mądre. Nie znoszę głupich ludzi. Wręcz nienawidzę.
- Mhm.
- Sprawdzałem cię. - mówi po chwili ciszy. Ma podejrzliwy wzrok. -  Zaufam ci. Wydajesz się być porządna. A teraz siadaj obok mnie.
 Nie ruszam się.
- No już.
 Robię krzywą minę i robię to, o co prosi.
- Chyba nie lubisz ludzi. Z tej szkoły.
- Tak myślisz?
- Tak - opiera się na ramieniu i wpatruje się we mnie ze skupieniem.
Wzdycham i sięgam do włosów, by poprawić kosmyk, który wpada mi do oczu - wpycham go za ucho.
- Fajna czapka.
- Jaka cza...Ah. - Ją też poprawiam. Czarna, z dwoma niedużymi uszkami. Zgodzę się, fajna. - Wybacz, zapomniałam o niej. Wciąż ją noszę.
- Słodka jest - wyciąga rękę i pociąga za jedno ucho, a ja zamieram. - Ups. - cofa rękę. - Wybacz, że jestem taki...Dwa miesiące spędzone nad jeziorem z rodziną zmieniają człowieka. A ludzie z tej szkoły są jacyś dziwni. Wybacz. Poza tym, naprawdę nie lubię tych głupich. Takich, co nie gadają zbyt mądrze, sama wiesz. Może sam na takiego wyglądam, ale...No i dużo gadam. Serio. I jestem dosyć niespodziewany. Dzisiaj zagadałem do przynajmniej dziesięciu osób i nikt mnie poważnie nie zainteresował. A ty...jesteś normalna.
- Normalna? Poznaliśmy się chwilę temu.
 Skąd wzięły się u mnie takie pokłady śmiałości?
- Już mówiłem: jesteś jedyną sympatyczną tu osobą.
- Ok. Zaufałeś mi. To ja zaufam tobie.
- Ok.
 Trudno powiedzieć, że wciąż posyła mi uśmiechy, bo...robi to nieprzerwanie. Cały czas się uśmiecha. Czasami ukrywa się za słabym i nieśmiałym uśmiechem, nagle wybucha emocjami szczerząc się, albo uśmiecha się tak słodko, że mogę patrzeć na te dwa dołeczki rumieniąc się na całego.
 Chwila. Ja z nim rozmawiam, na poważnie. Muszę szybko to skończyć. Nie mogę na niego patrzeć.
 Podrywam się z krzesła, zabieram plecak i szybko odchodzę, próbując go zignorować.
 Nagle na ramieniu znowu czuję czyjąś rękę.
- Hej, nie uciekaj. Przestraszyłem cię, czy coś? - Nie odpowiadam. - Przepraszam. Proszę, nie uciekaj.
 Jego dotyk sprawia, że poddaję się i pozwalam się mu obrócić. Gdy w końcu napotykam jego spojrzenie, uśmiecha się, ale ten uśmiech nie dociera do oczu.
- Choć, wracamy do klasy.
- Nie znam tej szkoły. W poprzedniej ludzie nie byli tacy...no wiesz. - Mówi, gdy siadamy w ławce. - A gdy zobaczyłem ciebie, od razu wiedziałem, że nie jesteś taka. Taa...w pięć minut. Serio. No i proszę, normalna rozmowa, jak między kimś, kto pomaga nowemu w szkole.
- Prawie. - Wymrukuję.
- Można to zmienić.
- Zaufasz mi?
- Przecież mówiłam, że to zrobiłam.
- Mam wrażenie, że wtedy nie byłaś tego pewna. Nie wiem, jak masz na imię, ale czuję, że to nie przypadek. Że rzuciłaś na mnie ten plecak, no i wiesz...
- Przeznaczenie? Że cię tu spotkałam, nie widziałam i rzuciłam na ciebie plecak, a ty się nie obraziłeś i ze mną gadasz?
- To początek wielkiej przyjaźni? - wyciąga rękę. Dalej się uśmiecha...
Waham się. Mogę mu zaufać? Nie wykorzysta mnie, czy coś w tym rodzaju? Nie wygląda na takiego. Ale też nie na takiego, co się zadaje z takimi, jak ja. Strasznie dziwna sytuacja. Serio.
- Może trochę za dużo gadasz, ale...tak - uśmiecham się. - Ale uważaj. Jestem...inna.
- Bzdury. Jesteś najnormalniejszą dziewczyną pod słońcem. Mam nadzieję, że to mnie zniesiesz.
- Nie jestem taka zła?
- Nie - uśmiecha się szczerze, tym razem to dosięga jego ślicznych oczu.
Coś nie daje mi spokoju. I nie tylko moje sny, jak zwykle. Ta sytuacja jest...dziwna.
 Nikt, naprawdę nikt, nie ma ochoty mnie znać.
 Może dam sobie trochę zluzować. Tak naprawdę...tęsknię za tym. Za byciem nie taką. Lecz zapomniałam o jednym.
 Miałam być obojętna. Moja podstawa. Jednak pięć minut później, gdy ludzie powoli wczołgują do klasy, Mike pyta mnie o imię, a ja bez wahania odpowiadam:
- Nazywam się Lorainne - i już wiem, że jest za późno.

Obserwatorzy

Layout by Yassmine