Iskry w szmaragdowych oczach, czarne włosy opadają na jedno z nich.
One patrzą na mnie.
Blada skóra delikatnie błyszczy.
Ona nigdy nie dotknie mojej.
Smukłe palce zaciskają się w pięść.
One nigdy nie oplotą moich.
Pełne usta prawie niewidocznie drżą.
One nigdy nie spotkają moich.
Jednak ten świat na mnie czeka. Ten świat mnie potrzebuje.
Pojawia się za każdym razem.
Tak po prostu, pewnego dnia zaczęłam o nim śnić. Jest jak księżyc w pełni, olśniewa mnie, i wpatruję się w niego jak zaczarowana.
Moje sny to wizje. Zawsze miały jakiś cel, podpowiadały mi coś. On, to jedna wielka zagadka, której nie potrafię rozszyfrować.
Świat snów nigdy nie sprawiał mi trudności. Moja krótka historia? Od zawsze spoglądałam w górę, w gwiazdy. Nie dlatego, że są wolne. Tak naprawdę nie są. Nie mają wyboru. Na nie też czyha niebezpieczeństwo. To nie one wybierają własną drogę. Spoglądałam w górę, ponieważ wierzyłam, że każda z nich ma duszę. Świecą nad naszymi głowami i czuwają nad naszym losem.
Nigdy nie przerażały mnie cmentarze, opuszczone domy, i nie miałam oporu przed nocną, samotną wędrówką. Nie wyznaję żadnej religii, ale podziwiam tych ludzi za wytrwałość, wiarę, za nadzieję i miłość. Czasami siadam w środkowej ławce kościoła, gdzieś z boku, i dosłownie czuję ich duch walki.
Miewam dużo snów. Praktycznie od zawsze. Kiedyś w końcu powiedziałam o tym babci i na 8 urodziny dostałam ogromny sennik w skórzanej okładce, głównie z własnymi wpisami. Babci, może jakiejś znajomej...nie mam pojęcia. Również ja sama piszę w niej to, co wiem. Opisuję sny, a gdy już znajdę odpowiedź i wyjaśnienie, robię notatki. Księgę zabieram wszędzie, oprócz szkoły. Jest coraz większa i cięższa. Do szkoły zabieram ze sobą notatnik, właściwie pamiętnik, z czarną okładką. I nie jest to dla mnie rzecz, z którą podzieliłabym się wszystkim. Nie nadaję się do tego. Raczej zapisuję tam najważniejsze sny - z Nim - przypominam sobie o nich, lub po prostu to, co mnie właśnie trapi.
Jestem zmienną osobą, lub inaczej - moje myśli pędzą czasami jak oszalałe. Nie potrafię skupić się tylko na jednej rzeczy. Nie potrafię znaleźć sobie miejsca. I to nie jest tak, że jestem inna, lub chora psychicznie. Owszem, może te obydwie rzeczy, ale po trochu. Po prostu jakoś nikt mnie nie lubi. Boją się mnie?
Nie mają ku temu powodów.
Otoczenie zawsze spowite jest mgłą. Nad naszymi głowami migają gdzieś w oddali światła. Myślę, że to miasto. My sami stoimy na obrzeżach lasu, obok którego cięgnie się niski mur, oddzielając nas od reszty świata.
Przodem do siebie, bokiem do muru. Jak dwaj rewolwerowcy. I rzeczywiście, przepełnia mnie poczucie zemsty. Ale nie wyciągnę broni. Ani go nie dotknę. Nie przeproszę go. Mogę tylko patrzeć, a jego twarz z każdym snem staje się bardziej wyraźna. Zapamiętuję każdy nowy szczegół.
A jednak dalej nie wiem, kim jest.
Witam każdego, który jakimś sposobem dostał się na tego bloga. Nie jest to moje pierwsze opowiadanie, ale pierwsze od dłuższego czasu, które z pewnie jakiejś wewnętrznej potrzeby zapragnęłam gdzieś publikować. Nieważne, czy będzie miało wiele stałych bywalców. Nieważne, że być może jest banalne. Ważne, że piszę je z serca i dla innych.
Szablon wymaga jeszcze poprawek, więc nie bijcie. Nie chcę w niego ingerować bez zgody Yass.
Prosiłabym każdego kto tu zawita o jakiś ślad po sobie, oraz również o niekopiowanie treści udostępnianych na tym blogu. Wszystkie zakładki zostaną uzupełnione. Pozostaje mi tylko życzyć wam i mi, by to opko tak szybko mi się nie znudziło i bym pociągnęła do końca.
Oby Ci się szybko nie znudziło. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńKocham, pozdrawiam, ściskam mocno
Twoja na zawsze (tęsknię)
M. xx